
Gdzie się podziałaś, Marto Kil?
On 07/12/2020 by Marta KilCzy wspominałam o tym, że rok 2020 miał być rokiem zmian? Ach tak, bodajże w pierwszym poście. Ileż to czasu minęło od niego – trzy miesiące? Mam wrażenie, że więcej. Czy u Ciebie też tak dużo się dzieje? Przecież świat stanął do góry nogami. Podejrzewam, że wszystko zależy od tego, jak traktujesz swoją rzeczywistość. A przecież każdy kryzys to nowe okazje. Marta Kil w tym roku zmieniła nie tylko nazwisko.

Pasja przodem
Spotkałam ostatnio kolegę z poprzedniej pracy. Zaskoczył mnie, gdy wybierałam owoce w markecie. „Co tam, blogerko?” – co ciekawe, nie poczułam zażenowania, jakie towarzyszy mi czasem w takich chwilach. Ucieszyłam się z kontaktu ze znajomym, który w przedziwnych okolicznościach przyrody (wszyscy wiemy jakich) wyrażał pozytywną adaptację do sytuacji – cudownie! Jestem raczej samotnikiem, ale kilka miesięcy pracy w domu sprawia, że kontakt z ludźmi jest bardziej przyjemny. Natomiast na bloga nie zaglądałam już od dawna, więc wręcz zapomniałam, że „to robię”.
Wątpię, że kolega mnie czyta, ale jeśli tak – serdecznie pozdrawiam!
No właśnie, gdzie się podziałam? Komuś może się wydawać, że „coś mi nie wyszło z tym blogiem”, skoro nagły zryw skończył się tak samo nagle. Otóż jest wręcz przeciwnie. Założenie bloga to tylko element sekwencji przełomowych zdarzeń.
A najpiękniejsze jest to, że wszystko kręci się wokół osobistego potencjału i wieloletnich marzeń.
Zaczęłam zarabiać na tym, co lubię i potrafię robić. Choć nie są to górnolotne ani dobrze płatne zlecenia – czuję, że to jeden z ważnych przystanków do większych rzeczy.
Co ciekawe – przemknięcie mi bokiem stanowiska copywritera w nieźle rozwijającej się firmie okazało się szansą na coś dużo bardziej satysfakcjonującego.
Uwierz mi, że zawsze myślałam o sobie jak o typowym etatowcu, a dziś z radością uskuteczniam freelancing.
Nie wiem, dokąd mnie to zaprowadzi, ale niejedna mądra głowa Ci powie: podążając za sercem, kierujesz się w stronę obfitości.
Czy zawieszenie bloga mnie martwi? Przeciwnie. Cieszy mnie, ponieważ ciąg zdarzeń spowodował, że znowu odkrywam nowe szanse na rozwój i satysfakcję zawodową… czy raczej: życiową. A może właśnie dzisiejszy post otworzy mnie na nowe pomysły i inspiracje.

„Może obecne okoliczności sprawiają, że czujesz się jak w pułapce. […] to Ty jesteś swoim jedynym strażnikiem. Gdy tylko uświadomisz sobie, że masz władzę, by być wolnym – wolność nadejdzie. Wszystko, co robisz w swoim życiu, to Twój wybór, a Ty masz prawo wybrać ponownie. Nawet więźniowie mogą swobodnie wybierać swoje myśli i przez to czuć się spokojnymi i szczęśliwymi – niezależnie od warunków zewnętrznych”
Dr Doreen Virtue, „Uzdrawianie z Aniołami”, s. 55 – „Wolność”
Fejsbuk na bok
Na niebieskiej stronie też jestem dużo rzadziej. Zaczęło się od tego, że niebezpiecznie uległam pandemii strachu. Niezależnie od tego, w co wierzysz, każda ze stron „barykady” oferuje Ci porządną dawkę negatywnych emocji. No i okazuje się, że wcale nie trzeba być „na bieżąco”. Zebrałam już wystarczającą ilość informacji i w połączeniu ze swoim własnym rozsądkiem – wypisałam się z tego. Zwłaszcza że nie chcę być po żadnej stronie żadnej barykady.
Znów potwierdza się niezawodna prawda o tym, że sam kreujesz swoją rzeczywistość.
W każdej sytuacji można pozostać szczęśliwym lub skupiać się na stratach i negatywach. Co karmisz swoją energią? Na czym koncentrujesz swoją uwagę?



Terapia w dwa miesiące?
O psychologu pisałam kilka razy, a prawda jest taka, że w czerwcu pojawił się jeden, a we wrześniu drugi – a raczej druga. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób doradzać wybór terapeuty. Możliwe, że każdemu potrzeba czegoś innego. A może kluczowe jest to, co podziałało na mnie – skuteczność w praktyce.
Pierwszy był bardzo empatyczny i wychodziło się od niego wysłuchanym i oczyszczonym. Pomógł mi zrozumieć parę rzeczy, ale zapowiadało się na wielomiesięczną przeprawę… i wielomiesięczny pobór opłat – notabene niemałych. O drugiej usłyszałam: „Idź do Zosi, dużo płaczu, ale ogarnięte w trzy miesiące”.
Na terapii nie musi być miło. U pierwszego też płakałam, ale czułam się bardziej jak na kawie u przyjaciółki. Druga zadawała mi ćwiczenia i w praktyczny sposób rozpracowała moje zalęknienie i niskie poczucie wartości. No i mniej siana brała 😛
Choć często zapierałam się i wkurzałam, efekty tych działań sprawiają, że wcale nie mam ochoty rezygnować z systematycznego trenowania swojego nowego (lub odświeżonego) podejścia do życia. To znaczy – dbania o swój dobrostan psychiczny, kontaktowania się z Małą Martą, pewności siebie i wiary we własny potencjał. Prawa do błędów, prawa do bycia sobą i wiary w tak zwane cuda.
M.in. dlatego w markecie nie byłam zażenowana, gdy nazwano mnie blogerką 😉 Przypomniała mi się dziecięca pewność siebie i dorosłe prawo do decydowania – o tym, jak się czuję, co robię i w co wierzę.
Nawet trudno opisać, co zadziewa się we wnętrzu w czasie takich transformacji. Jak zwykle – słowa okazują się niewystarczające.
Jakby co, to dam numer 😉 Pisz.
Kryzys może być okazją
Parę sytuacji z ostatnich tygodni. Dwa kubki stłuczone na raz. Dwa kolejne zdarzenia – połamanie krzesła pod pupą i poparzenie czajnikiem dzieli dosłownie kilka minut.



Mogłabym siebie obwiniać za niezdarność i roztargnienie. To dotąd znany i lubiany schemat – zwyzywać siebie od najgorszych. Ale dokąd mnie to zaprowadzi?
Czyszczenie, zamykanie zbyt długich rozdziałów, otwieranie się na nowe i znajdowanie okazji tam, gdzie rzeczywistość zdaje się walić na głowę. Może tak lepiej?
A co mi tam!
Kalendarz
P | W | Ś | C | P | S | N |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 |
8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 31 |
Dodaj komentarz